Majowa relacja z kajakowej przygody - jak ekipa kajakowa WKW postanowiła (płynąc "pod prąd" w górę Wisły) uczestniczyć we Flis Festiwalu w Gassach ... (WIĘCEJ)
Dodatkowo w sekcji kajakowej znajdziecie relacje filmową z innej wyprawy ... link
Słoneczko, Młody, Predator i Eltech czyli ekipa kajakowa postanowiła uczestniczyć we Flis Festiwalu w Gassach. Ich relacja i zdjęcia z wydarzenia poniżej. Ja dodam od siebie, że taka już natura wodniaka. Jak coś jest możliwe do popłynięcia i jest wolny czas (szczególnie majowy koniec tygodnia)to nie ma siły. Kajak, wiosło, i wodniackie braterstwo zawsze biorą górę. No i dalej to już przeczytajcie sami:
...Jak wspomniałem jako że na Konwaliowym płynęliśmy kanadą to Młody wymógł na mnie że na Flisie spływamy kajakami.
Na początku miało być jak w zeszłym roku czyli jedziemy samochodem a spływamy kajakami ale Młody ostatnio mało pływał więc stwierdził - pstrągujemy. Jakoś szybko temat podłapałem a do pstrągowania z nami do Gass przyłączyli się również Słoneczko oraz Predator.
Ustaliliśmy że spotykamy się jak zwykle w klubie czyli w WKW o godz 11,00 i ruszamy na podbój Flis Festiwalu.
My z Młodym dojechaliśmy wcześniej więc nawet zdążyliśmy zjeść śniadanko.
przygotowaliśmy kajaki i wywaliliśmy sprzęt z samochodu. Oj dużo tego było. W końcu w kanadyjce nie muszę się ograniczać ale okazało się że Sekateksy są niesamowicie pojemnymi kajakami.
Dzięki obydwu lukom bagażowym i dużym włazom oraz sporej wyporności mogą zmieścić na prawdę sporo sprzętu.
Dzięki Słoneczku mieliśmy zadanie ułatwione bo wszelakie bagaże które mieliśmy w pierwszej wersji upychać w kajaku pojechały po prostu samochodem
Tak więc zabrawszy tylko coś do przekąszenia i popitkę schodzimy na wodę i wyruszamy - jest godz. 11,50
jeszcze nie wie co go czeka - dla tego tak się szczerzy
W końcu wypływamy i robiąc sobie króciutkie przerwy w cofkach żeby poczekać na resztę grupy przemy do przodu.
Ustaliliśmy że robimy sobie przerwę na podjedzenie na wyspie i tam też sobie chwilę odpoczniemy.
Płyniemy -
w końcu dopływamy do Wyspy.
Tu robimy króciutki popas który trwał dobrą godzinkę
z tego co pamiętam to był ten łatwiejszy odcinek do pokonania.
W zasadzie żadne z nas nie dopłynęło jeszcze nigdy do Gass ( ja kiedyś na treniżolku zimowym próbowałem ale zabrakło czasu i przed Gassami musiałem sobie odpuścić i prędziutko wracać do WKW) a Predator to w zasadzie od zeszłego roku wcale nie pływał więc ma na prawdę ciężko. Płyniemy dalej. Widoki na Wiśle są na prawdę piękne. Królowa zmienna jest i pływając nawet codziennie nie nudzi się bo rzeka za każdym razem wygląda inaczej . A to stan wody się różni a to światło jest inne a to wieczorem wszystko wygląda inaczej. Tu odsłoni się jakiś korzeń albo zniknie - na Wiśle nie sposób się nudzić.
w końcu dopływamy do Gass - mamy prom i zatoczkę w której odbywa się impreza.
Lądujemy tuż pod namiotem Mariusza, witamy się i wyciągamy kajaki na brzeg.
po chwili dopływa do nas Słoneczko
A po bardzo dłuuuuuugiej chwili Dawid
Widoki po drodze oglądał i mu się zeszło
Słoneczko dzwoni do Ojca i po chwili na drugi brzeg podjeżdża Ojciec Słoneczka z naszymi bagażami.
Schodzimy z powrotem na wodę i płyniemy na drugą stronę Wisły odebrać bagaże
Słoneczko niestety wraca do domciu ( choć miała z nami obozować ) więc pakujemy do kajaków nasze bagaże, żegnamy się i spadamy z powrotem na lewy brzeg Wisły do portu a raczej zatoczki wykorzystywanej jako port
Zanosimy bambetle na miejsce naszego zeszłorocznego biwaku gdzie stoi już jeden namiot ekipy kanadyjkarzy z Krakowa ale my ludzie wody szybko się dogadujemy i rozstawiamy obozowisko.
Dojechał do nas Sikor i oczywiście Czołg.
Na dzisiejszy wieczór zaplanowane były kurczaki z ogniska ale zanim się upieką to kupa czasu musi minąć więc żeby mieć siłę dotrwać do kurczaków nie umierając z głodu na ognisko wjeżdża najpierw kociołek z bigosem
dopiero najedzeni i wzmocnieni bierzemy się za przygotowanie gwoździa wieczoru czyli kurczaka z rożna
Kurczaki się pieką - my się integrujemy
jest pięknie
W końcu Dawid sprawdza mięsko i orzeka że jest ok
no to zapraszamy kurczaczki do wspólnego biesiadowania i w końcu z pełnymi brzuchami dobrze po 2 w nocy gdy jusz ostatnie niedobitki Flisaków dawno już poszły spać walimy się do namiotów
Z rana oczywiście znowu ognisko i wspólne śniadanko.
Wpada do nas Strzałka czyli Piotrek - konstruktor drewnianych łodzi i rozpoczynają się debaty na temat technik budowy słomkowych kanadyjek i kajaków
Piotrek na Flis Festiwal przywiózł swoje wyroby czyli "ameliniową" wykończoną drewnem motoróweczkę oraz kanu
Dopłynęli też brakujący Flisacy i impreza zaczyna się rozkręcać.
Wszędzie widać pełno znajomych twarzy z poprzednich imprez.
Dopłynął nawet nasz znajomy konstruktor łodzi Nieszawek z Ciechocinka na swojej własnej łodzi.
Mieliśmy okazję poznać go na naszym Wiślanym spływie gdzie biwakowaliśmy na 710 km w stanicy Wopru. Oj miło się wtedy gadało i poznało sporo ciekawych ludzi.
Oczywiście impreza Flisacka odbywa się w międzywalu a za wałem ciąg dalszy imprezy czyli mnóstwo kramów z dobytkiem oraz scena
Wracamy do obozowiska żeby znów coś przekąsić a tam już na nas czeka Czołg z karkóweczką
Młody już się cieszy na resztki kurczaczka
porywa kocioł z kurczakiem i ucieka przede mną jak przystało na skrytożercę
Dostajemy informację że dopływają do nas Pointer oraz Tedzio.
Szybko z Młodym wskakujemy w kajaki i ruszamy im na spotkanie.
Przepstrągowaliśmy może ze dwa kilometry i już widzimy znajome sylwetki. Ale jakoś ich tam więcej.
Okazuje się że płynie też znajomy Tedzia - Robert.
Równocześnie dopłynęła do nas również z WKW nasza najlepsza Długolka w Polsce czyli Agusia oraz koledzy z KIM-u.
Niestety Oni są tylko przelotem więc chwilkę posiedzieli przy ognisku i popłynęli z powrotem.
Za to Pointer i Tedzio zostają z nami.
Wpada do nas na chwilkę nawet Kuba na rowerze - zrobił sobie mały wypad ale nie chce z nami zostać - chyba ma nas dość po Konwaliowym
A my cały czas troszkę się kręcimy po Festiwalu i gadamy z Flisakami troszkę biesiadujemy i odpoczywamy w przerwach między obżarstwem.
Dziś na wieczór cebulowa więc rozpoczynamy przygotowania.
Co jakiś czas my ganiamy do ludzi a co jakiś czas Ludzie wody wpadają do nas w odwiedziny.
Tu Stary Retman opowiada o swoich przygodach a przyjechał na Festiwal ze swoją 12 metrową dłubanko wydrążoną z jednego pnia
Mariusz z Iwonką prezentują LongTaile na swoim stanowisku ale też i na wodzie
Wspaniała impreza dla ludzi wody i nie tylko bo sporo jest gapiów którzy przyszli zobaczyć czym się kiedyś po Wiśle pływało
Oczywiście nie byłbym sobą gdym nie popływał na różnych pływadłach
w końcu nastał wieczór i zbliża się czas na pływanie z pochodniami.
Nasza ekipa zajmuje Dłubankę Starego Retmana i motorówkę Strzałki.
Był też pokaz sztucznych ogni
Wracamy do obozowiska i biesiadujemy dalej
No i w końcu niedziela - niestety - koniec przyjemności. Trzeba wstawać.
Sikor i Pointer musieli się zebrać skoro świt i pojechali do domciu.
koło 10,00 opuszcza nas Tedzio.
Około 12 jest parada pod żaglami.
Zostaję zaproszony przez Roberta - właściciela ZUCHWAŁEJ i jednocześnie przedstawiciela organizatora ( Fundacja Rok Rzeki Wisły) i razem płyniemy Jego łodzią.
Niestety pogoda dziś nie dopisuje i ciągle coś pada. Z przerwami raz większy raz mniejszy deszcz.
Flisacy wypływają o godz 16 ale Młody mnie ciśnie że już chce płynąć bo mu pilno do kajaka więc w końcu żegnamy się ze znajomymi i o 14 schodzimy na wodę.
Dwie i pół godziny później jesteśmy z powrotem w klubie czyli dobijamy do portu WKW po miło spędzonym na wodzie czasie i lajtowym spływie co jakiś czas tylko wiosłując .
Potem już tylko zniesienie sprzętu przed hangar i czyszczenie
W klubie Wita nas Żabcia/ Niuncia ( wybrać właściwe ) czyli żona Ropucha z informacją że niedługo będzie Słoneczko z Ropuchem.
Postanawiamy poczekać bo i tak nam się nigdzie nie spieszy.
A potem siedzimy do wieczora z Ropuchami i gadamy oraz znowu jemy a to kaszaneczkę a to kiełbaskę - tym razem z patelni .
Niestety wszystko co dobre kiedyś się kończy i trzeba opuścić WKW i wrócić do domciu.
Tekst, zdjęcia i narracja by Eltech®
Na początku miało być jak w zeszłym roku czyli jedziemy samochodem a spływamy kajakami ale Młody ostatnio mało pływał więc stwierdził - pstrągujemy. Jakoś szybko temat podłapałem a do pstrągowania z nami do Gass przyłączyli się również Słoneczko oraz Predator.
Ustaliliśmy że spotykamy się jak zwykle w klubie czyli w WKW o godz 11,00 i ruszamy na podbój Flis Festiwalu.
My z Młodym dojechaliśmy wcześniej więc nawet zdążyliśmy zjeść śniadanko.
przygotowaliśmy kajaki i wywaliliśmy sprzęt z samochodu. Oj dużo tego było. W końcu w kanadyjce nie muszę się ograniczać ale okazało się że Sekateksy są niesamowicie pojemnymi kajakami.
Dzięki obydwu lukom bagażowym i dużym włazom oraz sporej wyporności mogą zmieścić na prawdę sporo sprzętu.
Filmik z testowego pakowania się zgrywa więc jak się zgra to oczywiście podrzucę.
Dzięki Słoneczku mieliśmy zadanie ułatwione bo wszelakie bagaże które mieliśmy w pierwszej wersji upychać w kajaku pojechały po prostu samochodem
Tak więc zabrawszy tylko coś do przekąszenia i popitkę schodzimy na wodę i wyruszamy - jest godz. 11,50
jeszcze nie wie co go czeka - dla tego tak się szczerzy
W końcu wypływamy i robiąc sobie króciutkie przerwy w cofkach żeby poczekać na resztę grupy przemy do przodu.
Ustaliliśmy że robimy sobie przerwę na podjedzenie na wyspie i tam też sobie chwilę odpoczniemy.
Płyniemy -
w końcu dopływamy do Wyspy.
Tu robimy króciutki popas który trwał dobrą godzinkę
z tego co pamiętam to był ten łatwiejszy odcinek do pokonania.
W zasadzie żadne z nas nie dopłynęło jeszcze nigdy do Gass ( ja kiedyś na treniżolku zimowym próbowałem ale zabrakło czasu i przed Gassami musiałem sobie odpuścić i prędziutko wracać do WKW) a Predator to w zasadzie od zeszłego roku wcale nie pływał więc ma na prawdę ciężko. Płyniemy dalej. Widoki na Wiśle są na prawdę piękne. Królowa zmienna jest i pływając nawet codziennie nie nudzi się bo rzeka za każdym razem wygląda inaczej . A to stan wody się różni a to światło jest inne a to wieczorem wszystko wygląda inaczej. Tu odsłoni się jakiś korzeń albo zniknie - na Wiśle nie sposób się nudzić.
w końcu dopływamy do Gass - mamy prom i zatoczkę w której odbywa się impreza.
Lądujemy tuż pod namiotem Mariusza, witamy się i wyciągamy kajaki na brzeg.
po chwili dopływa do nas Słoneczko
A po bardzo dłuuuuuugiej chwili Dawid
Widoki po drodze oglądał i mu się zeszło
Słoneczko dzwoni do Ojca i po chwili na drugi brzeg podjeżdża Ojciec Słoneczka z naszymi bagażami.
Schodzimy z powrotem na wodę i płyniemy na drugą stronę Wisły odebrać bagaże
Słoneczko niestety wraca do domciu ( choć miała z nami obozować ) więc pakujemy do kajaków nasze bagaże, żegnamy się i spadamy z powrotem na lewy brzeg Wisły do portu a raczej zatoczki wykorzystywanej jako port
Zanosimy bambetle na miejsce naszego zeszłorocznego biwaku gdzie stoi już jeden namiot ekipy kanadyjkarzy z Krakowa ale my ludzie wody szybko się dogadujemy i rozstawiamy obozowisko.
Dojechał do nas Sikor i oczywiście Czołg.
Na dzisiejszy wieczór zaplanowane były kurczaki z ogniska ale zanim się upieką to kupa czasu musi minąć więc żeby mieć siłę dotrwać do kurczaków nie umierając z głodu na ognisko wjeżdża najpierw kociołek z bigosem
dopiero najedzeni i wzmocnieni bierzemy się za przygotowanie gwoździa wieczoru czyli kurczaka z rożna
Kurczaki się pieką - my się integrujemy
jest pięknie
W końcu Dawid sprawdza mięsko i orzeka że jest ok
no to zapraszamy kurczaczki do wspólnego biesiadowania i w końcu z pełnymi brzuchami dobrze po 2 w nocy gdy jusz ostatnie niedobitki Flisaków dawno już poszły spać walimy się do namiotów
Z rana oczywiście znowu ognisko i wspólne śniadanko.
Wpada do nas Strzałka czyli Piotrek - konstruktor drewnianych łodzi i rozpoczynają się debaty na temat technik budowy słomkowych kanadyjek i kajaków
Piotrek na Flis Festiwal przywiózł swoje wyroby czyli "ameliniową" wykończoną drewnem motoróweczkę oraz kanu
Dopłynęli też brakujący Flisacy i impreza zaczyna się rozkręcać.
Wszędzie widać pełno znajomych twarzy z poprzednich imprez.
Dopłynął nawet nasz znajomy konstruktor łodzi Nieszawek z Ciechocinka na swojej własnej łodzi.
Mieliśmy okazję poznać go na naszym Wiślanym spływie gdzie biwakowaliśmy na 710 km w stanicy Wopru. Oj miło się wtedy gadało i poznało sporo ciekawych ludzi.
Oczywiście impreza Flisacka odbywa się w międzywalu a za wałem ciąg dalszy imprezy czyli mnóstwo kramów z dobytkiem oraz scena
Wracamy do obozowiska żeby znów coś przekąsić a tam już na nas czeka Czołg z karkóweczką
Młody już się cieszy na resztki kurczaczka
porywa kocioł z kurczakiem i ucieka przede mną jak przystało na skrytożercę
Dostajemy informację że dopływają do nas Pointer oraz Tedzio.
Szybko z Młodym wskakujemy w kajaki i ruszamy im na spotkanie.
Przepstrągowaliśmy może ze dwa kilometry i już widzimy znajome sylwetki. Ale jakoś ich tam więcej.
Okazuje się że płynie też znajomy Tedzia - Robert.
Równocześnie dopłynęła do nas również z WKW nasza najlepsza Długolka w Polsce czyli Agusia oraz koledzy z KIM-u.
Niestety Oni są tylko przelotem więc chwilkę posiedzieli przy ognisku i popłynęli z powrotem.
Za to Pointer i Tedzio zostają z nami.
Wpada do nas na chwilkę nawet Kuba na rowerze - zrobił sobie mały wypad ale nie chce z nami zostać - chyba ma nas dość po Konwaliowym
A my cały czas troszkę się kręcimy po Festiwalu i gadamy z Flisakami troszkę biesiadujemy i odpoczywamy w przerwach między obżarstwem.
Dziś na wieczór cebulowa więc rozpoczynamy przygotowania.
Co jakiś czas my ganiamy do ludzi a co jakiś czas Ludzie wody wpadają do nas w odwiedziny.
Tu Stary Retman opowiada o swoich przygodach a przyjechał na Festiwal ze swoją 12 metrową dłubanko wydrążoną z jednego pnia
Mariusz z Iwonką prezentują LongTaile na swoim stanowisku ale też i na wodzie
Wspaniała impreza dla ludzi wody i nie tylko bo sporo jest gapiów którzy przyszli zobaczyć czym się kiedyś po Wiśle pływało
[img]https://lh4.googleusercontent.com/-K8JZIRq7zDE/VU_gMA0CnoI/AAAAAAAA394/YK2PRvM_PcM/w385-h684-no/P1030473.JPG[img]
[/img]https://lh6.googleusercontent.com/-kEWw3wKdwkw/VU_gj3TU_FI/AAAAAAAA3-A/WhskB2d-4CY/w1118-h629-no/P1030474.JPG[/img]
Oczywiście nie byłbym sobą gdym nie popływał na różnych pływadłach
w końcu nastał wieczór i zbliża się czas na pływanie z pochodniami.
Nasza ekipa zajmuje Dłubankę Starego Retmana i motorówkę Strzałki.
Był też pokaz sztucznych ogni
Wracamy do obozowiska i biesiadujemy dalej
No i w końcu niedziela - niestety - koniec przyjemności. Trzeba wstawać.
Sikor i Pointer musieli się zebrać skoro świt i pojechali do domciu.
koło 10,00 opuszcza nas Tedzio.
Około 12 jest parada pod żaglami.
Zostaję zaproszony przez Roberta - właściciela ZUCHWAŁEJ i jednocześnie przedstawiciela organizatora ( Fundacja Rok Rzeki Wisły) i razem płyniemy Jego łodzią.
Niestety pogoda dziś nie dopisuje i ciągle coś pada. Z przerwami raz większy raz mniejszy deszcz.
Flisacy wypływają o godz 16 ale Młody mnie ciśnie że już chce płynąć bo mu pilno do kajaka więc w końcu żegnamy się ze znajomymi i o 14 schodzimy na wodę.
Dwie i pół godziny później jesteśmy z powrotem w klubie czyli dobijamy do portu WKW po miło spędzonym na wodzie czasie i lajtowym spływie co jakiś czas tylko wiosłując .
Potem już tylko zniesienie sprzętu przed hangar i czyszczenie
W klubie Wita nas Żabcia/ Niuncia ( wybrać właściwe ) czyli żona Ropucha z informacją że niedługo będzie Słoneczko z Ropuchem.
Postanawiamy poczekać bo i tak nam się nigdzie nie spieszy.
A potem siedzimy do wieczora z Ropuchami i gadamy oraz znowu jemy a to kaszaneczkę a to kiełbaskę - tym razem z patelni .
Niestety wszystko co dobre kiedyś się kończy i trzeba opuścić WKW i wrócić do domciu